ZNP odpowiada profesorowi Balcerowiczowi

2011-12-06 14:10

Były minister finansów Leszek Balcerowicz akcentuje koszty wzrostu płac nauczycieli nie dostrzegając, że w efekcie reform podatkowych i emerytalnych budżet państwa skurczył się, a najwięcej pieniędzy pozostało w kieszeniach osób najlepiej zarabiających.

Były wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz w wywiadzie udzielonym 5 grudnia 2011 r. „Gazecie Wyborczej” stwierdził, że nauczyciele są jedną z grup zawodowych winnych wysokiego deficytu budżetowego Polski. - (…) Nauczyciele otrzymali podwyżki bez reformy, czyli bez korzyści dla uczniów. To kosztuje co roku 6 mld zł - więcej, niż przyniesie podwyżka VAT w tym roku – powiedział prof. Leszek Balcerowicz.

Po raz kolejny prof. Balcerowicz kwestionuje wzrost wynagrodzeń nauczycieli, tym razem dodatkowo obwiniając pracowników oświaty za zły stan finansów publicznych. Były minister finansów pomija następujące fakty:

1.      Wzrost wynagrodzeń nauczycieli

Przed podwyżkami wynagrodzeń, poczatkujący nauczyciel zarabiał nieco ponad tysiąc złotych: wynagrodzenie zasadnicze stażysty w 2007 r. wynosiło bowiem 1218 zł brutto.

Od 2008 r. pensje nauczycieli rosły średnio o: 10 proc. w 2008 r. , 5+5 proc. w 2009 r., 5+5 proc. w 2010 r., 7 proc. w 2011 r. Kwestionowanie podwyżek przy tak niskim wynagrodzeniu „startowym” nauczycieli jest nieuzasadnione i nie wymaga chyba komentarza.

2.      Reformy

Nie jest prawdą, że podwyżkom nie towarzyszyły reformy. Wręcz przeciwnie. Edukacja w ostatnich latach zmienia się nieustannie. Wystarczy przypomnieć tylko największe reformy, które wprowadziło ministerstwo edukacji w latach 2008 – 2011: reformę podstawy programowej kształcenia ogólnego oraz wychowania przedszkolnego, reformę poradnictwa psychologiczno-pedagogicznego, indywidualizację procesu nauczania. W szkołach pojawiły się dodatkowe zajęcia prowadzone przez nauczycieli w ramach tygodniowego czasu pracy (tzw. godziny karciane). Został obniżony wiek rozpoczynania obowiązkowej edukacji szkolnej z 7 do 6 r.ż, a dzieci pięcioletnie otrzymały prawo do rocznej obowiązkowej edukacji przedszkolnej. Na wejście w życie czeka także pakiet zmian w szkolnictwie zawodowym, od września 2012 r. rozpocznie się modernizacja kształcenia zawodowego w technikach, zasadniczych szkołach zawodowych i na kursach dla dorosłych.

Pomijając różną ocenę tych zmian przez ZNP, nie można negować samych reform. To nauczyciele od kilku lat nieustannie dostosowują szkołę do nowej rzeczywistości i zmieniających się wymagań. Realizują m.in. dodatkowe zajęcia uwzględniające potrzeby i zainteresowania uczniów (2 godz. tygodniowo w szkołach podstawowych i gimnazjum, 1 godz. w szkołach ponadpodstawowych).

3.      Wyniki uczniów

O jakości pracy nauczycieli mówią także międzynarodowe badania umiejętności uczniów PISA, przeprowadzane przez OECD. Polscy uczniowie w latach 2006 – 2009 znacząco poprawili swoje wyniki, dzięki czemu Polska znalazła się w gronie niewielu krajów na świecie, w których w ostatniej dekadzie wyraźnie poprawił się poziom wiedzy i umiejętności młodzieży. Polscy uczniowie zdobyli w PISA 2009 średnio 500 punktów, czyli o 6 punktów więcej niż wynosi średnia dla krajów OECD. Daje nam to 5. wynik wśród krajów UE, 9. w państwach OECD i 12. wśród wszystkich krajów uczestniczących w badaniu. Dobre wyniki w międzynarodowym badaniu PISA, Polska osiągnęła mimo znacznie niższej pozycji gospodarczej w UE, niższych wydatków na ucznia, niższych wynagrodzeń nauczycieli oraz niższego poziomu wykształcenia rodziców.

4.      Kto zyskał, a kto stracił

To nie nauczyciele odpowiadają za wysoki deficyt budżetowy i dziurę w państwowej kasie, lecz politycy, którzy w ostatnich latach podjęli szereg fatalnych decyzji kosztujących budżet państwa dziesiątki miliardów złotych.

Fundacja Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA w raporcie z września 2011 r. przeanalizowała reformy wprowadzone w latach 2006-2011 i oceniła ich wpływ na dochody gospodarstw domowych. Z raportu wynika m.in., że na zmianach w systemie podatków i świadczeń społecznych, które weszły w życie w tym okresie, najbardziej skorzystały gospodarstwa najzamożniejsze: przeciętnie o 9,4% (814,20 zł miesięcznie). Te reformy to m.in. obniżenie składki rentowej oraz zamrożenie progów przyznawania świadczeń rodzinnych, kwot dodatku wychowawczego, dodatku dla samotnego rodzica, zasiłku rodzinnego, wszystkich dodatków do zasiłku rodzinnego, zasiłku i świadczenia pielęgnacyjnego (w raporcie wskazano np., że liczba dzieci otrzymujących zasiłek rodzinny w latach 2008-2011 spadła względem roku 2007 o 16 proc. i wyniosła 620 tys.).

Wg autorów raportu, w okresie 2006-11 na skutek zmian, kasa państwa zanotowała ubytek wysokości około 40 mld zł. Największe koszty poniosła w 2007 r. (18,2 mld zł), 2008 r. (11,1 mld zł) oraz w 2009 r. (15,1 mld zł). Straty budżetu państwa wynikały m.in. z przeprowadzonych w 2009 r. obniżek składki rentowej oraz stawek podatkowych PIT (do 18 i 32 proc.).

Profesor Balcerowicz nie wspomina także nic o kosztach, jakie generuje nowy system emerytalny OFE, który kosztuje więcej niż utrzymanie szkolnictwa i służby zdrowia razem. Analitycy GUS w opracowaniu „OFE w systemie zabezpieczenia społecznego 1999-2010” zwracają uwagę, że od 1951 r. do 1989 r. dziury w kasie ZUS praktycznie nie było. Wszystko zmieniło się po reformie emerytalnej z 1 stycznia 1999 r. (wówczas prof. Balcerowicz był wicepremierem i ministrem finansów). Tempo powstawania długu było szokujące – w 1998 r. (czyli tuż przed reformą) dziura w kasie ZUS wynosiła 10,5 mld zł, w 2009 r. – ponad 60 mld zł, a w 2010 r. – 69,5 mld zł! Jak pisał niedawno „Głos Nauczycielski” („Reforma za osiem groszy”, Piotr Skura) dziurę w budżecie ZUS-u trzeba za każdym razem wypełnić. Państwo robi to wypuszczając na rynek obligacje, tzn. zadłużając się, czyli generując deficyt. Ten mechanizm nie opłaca się ani państwu, ani obywatelom, jest za to korzystny dla właścicieli OFE pobierających od każdej przekazanej funduszom złotówki prowizję (obecnie 3,5 proc., do niedawna – 7 proc., a na początku reformy – 10 proc.).

Jak zauważył „Głos”, ten cały mechanizm opłaca się OFE i ich właścicielom – tylko w 2009 r. zysk netto wszystkich OFE wyniósł rekordowe 762 mln zł. Tymczasem zdaniem GUS, gdyby nie OFE, ZUS w ogóle nie miałby długu: w 2008 r. zamiast 24-miliardowej dziury budżet państwa miałby nadwyżkę prawie 9 mld zł, w 2009 r. r. zamiast identycznych braków, prawie 7 mld zł nadwyżki, a w 2010 r. państwo byłoby pod kreską nie na 52 mld zł, ale jedynie 14 mld zł.

Były minister finansów Leszek Balcerowicz akcentuje koszty wzrostu płac nauczycieli (6 mld zł w ciągu trzech lat) nie dostrzegając, że w efekcie reform podatkowych i emerytalnych budżet państwa skurczył się, a najwięcej pieniędzy pozostało w kieszeniach osób najlepiej zarabiających. Pomija także konsekwencje, jakie dla budżetu państwa generują Otwarte Fundusze Emerytalne. 

Podwyżki dla nauczycieli bledną przy wszystkich powyższych kosztach. Trudno je zresztą traktować jak „koszt”. To inwestycja przynosząca wymierne wyniki przekładające się na wiedzę i umiejętności uczniów, czego dowodzą wspomniane już międzynarodowe badania.

Wiele decyzji gospodarczych podejmowanych przez polityków w ostatnich kilkunastu latach pokazuje, że klasa rządząca – w przeciwieństwie do nauczycieli – nie zdała tego egzaminu.

Rzeczniczka prasowa ZNP